Solidarité Ukraine
INED Éditions. Archiwum Dźwiękowe, Europejska pamięć o Gułagu

BioGrafie

21
×

Irena  AŠMONTAITĖ - GIEDRIENĖ


Irena Ašmontaitė-Giedrienė urodziła się w 1935 r. w Šiauliai na Litwie. Ojciec jej był mechanikiem a matka telegrafistką. W 1941 r. cała rodzina zostaje aresztowana, a ojciec odseparowany i osadzony w więzieniu. Matka, która w tym czasie była w ciąży wraz z trojgiem dzieci zostaje deportowana najpierw do Ałtajskiego  Kraju (tam też przyszedł na świat jej braciszek), a po upływie roku na Daleką Północ Syberyjską  pod samym kołem podbiegunowym do Trofimowska nad Morzem Łaptiewów stanowiącego  część  Oceanu Arktycznego. Kiedy matka ciężko zachorowała,  trójka dzieci została umieszczona w sierocińcu.  Irena straciła prawie całą najbliższą rodzinę  w tym regionie syberyjskich mrozów wrogich człowiekowi : najpierw najmłodszego brata, który urodził się w Ałtajskim Kraju, kilka dni po nim zmarła jej mama, a w miesiąc później siostra.

Na skutek straty wszystkich swoich najbliższych przeniesiono ją do sierocińca  do Bołunia położonego w Kraju Jakuckim.  Jej babcia zwraca się do Poliny Siemionownej Żemczużyny, żony Mołotowa, z prośbą o  wydanie zezwolenia na powrót Ireny na Litwę. Pierwsza próba powrotu nie udaje się, albowiem osoba, której powierzono opiekę nad dziewczynką podczas podróży znika z pieniędzmi i zostawia  ją na pastwę losu na lotnisku w Jakucku. Irenie udaje się wrócić na Litwę z innymi sierotami dopiero w 1946 r. Zamieszkuje ze swoją babcią i podejmuje naukę uzyskując dyplom pielęgniarki.

PDF (96 KB) See MEDIA
Fermer

Życie w sierocińcu

… wydali zezwolenie, żeby mnie stamtąd zabrać. 

W Bałunie nie mieliśmy prądu. Przez sześć miesięcy panowała noc polarna. Tylko jeden miesiąc w roku, w czerwcu były białe noce. W nocy białe niedźwiedzie podchodziły pod barak i grzebały wokół domu. Zamiast szyb w oknach wstawione były tafle lodu, bo szkło wytrzymywało tylko do temperatury -60°C. Wodę uzyskiwaliśmy ze stopniałych brył śniegu, do sierocińca przynosili całe bloki lodu z okolicznej rzeki. Jak trzeba było wykąpać dzieci, to przynosili bloki lodu. Raz w miesiącu przygotowywali nam kąpiel…  A latem trzeba było zdobywać opał. Tam nic nie rosło, tylko małe krzaczki, nie było drzew.  W krainie Jakuckiej transport krąglaków odbywał się spływem  w dół rzeki. Starsi chłopcy z sierocińca wyciągali je z wody, rąbali od razu nad brzegiem rzeki i układaliśmy je jeden na drugim, na zapas na zimę.  Nie było elektryczności, mieliśmy lampy naftowe. Chodziliśmy  do szkoły, ale jak przychodziła zawierucha to nie można było nosa wystawić na zewnątrz.  Bywało i tak, że wyznaczaliśmy sobie drogę za pomocą sznura od sierocińca do szkoły. Wychodziłeś na dwór i wydawało ci się, że znasz drogę, a tu nagle nie nie widać. Trzymając się kurczowo tego sznura mogliśmy jakoś trafić do szkoły albo wrócić po szkole do sierocińca.

Fermer

Dziecko na Syberii skutej lodem

 

W 1941 r. Irena Ašmontaitė-Giedrienė wraz ze swoim bratem i siostrą oraz matką, która spodziewała się czwartego dziecka, zostają zesłani do Obwodu Altajskiego. Po upływie roku jako „ słaba siła robocza” zostają wysłani na skraj dalekiej Północy Syberyjskiej w delcie rzeki Leny. Irena do dziś pamięta chorobę i śmierć swoich najbliższych:

„To był rok 1942. Moja mama ciężko zachorowała, ona wtedy pracowała… nie wiem dokładnie gdzie to było… W każdym razie wybudowali barak, z którego zrobili szpital, właściwie oddział szpitala, zaledwie kilka pokoi. Mama najpierw zaczęła pracować w tym szpitalu i kiedy zachorowała, bo wtedy zaczęły się szerzyć choroby, głód i szkorbut, to potem sama w tym szpitalu leżała. Każdego dnia umierało 10-12 osób, ale nie było cmentarza tylko takie wielkie przeręble. Trofimowsk był jak wyspa skuta lodem ; najpierw trzeba było wykuć ten lód, a potem układać ciała umarłych jedne na drugim, setki, tysiące ludzi… 

Mój starszy brat, który miał wtedy15 lat, pracował w brygadzie rybaków. A nasz braciszek, który urodził się w Obwodzie Ałtajskim nie miał wtedy jeszcze roku. Umieścili całą naszą trójkę w przytułku dla dzieci. To był barak, w jednej części był szpital, a w drugiej przytułek. Zamieszkaliśmy w tym przytułku. Niedługo potem, jak się obudziliśmy pewnego ranka, nasz mały braciszek leżał martwy. Wychowawczyni zaprowadziła nas do mamy, która leżała w szpitalu. Mama nie mogła mówić, była cała opuchnięta, zapytała się nas, gdzie jest nasz braciszek Romukas, bo nie przyszedł z nami. Wtedy powiedzieliśmy jej, że zmarł. Zamknęła oczy, po jej twarzy potoczyły się łzy, kazała nam wyjść. Trzy dni później, przyszła do nas wychowawczyni i powiedziała, że nasza mama nie żyje… ”

 

Fermer

Żona Mołotowa pomaga Irenie wrócić na Litwę.

«Mój ojciec napisał list do mojej babci do Šiauliai, że ja tam jestem. Jak zdobył mój adres, tego  nie wiem.  Powiedzieli mu, żeby się zwrócił do Żemczużyny, żony Mołotowa, żeby pozwolili mi na powrót do domu.  Poszła do adwokata, ten napisał w jej imieniu wniosek, który ona do nich wysłała. Żemczużyna miała nadzór nad wszystkimi sierocińcami, miała bardzo wysokie stanowisko. I rzeczywiście ona skontaktowała się z Departamentem ds Edukacji w Jakucku, a następnie z dyrektorem  naszego sierocińca. No i powiedzieli, że mogę wrócić do domu…»